Złota medalistka olimpijska w sztafecie mieszanej z Tokio Anna Kiełbasińska pobiła kilka dni temu swój rekord życiowy w biegu na 400 m na mitingu w Szwajcarii. Polka opowiedziała o swoich przeżyciach portalowi „TVP Sport”.
Anna Kiełbasińska przebiegła 400 metrów w czasie 50.38 s. To drugi najlepszy wynik polskiej biegaczki w historii. Lepsza była tylko Irena Szewińska, która w 1976 roku pobiegła ten dystans w 49.28 s.
– Zdaje sobie sprawę, że ludzie mogli nie wierzyć w taki wynik w moim wykonaniu. Trzeba pamiętać, że zaczynałam normalne treningi na dwa tygodnie przed mistrzostwami Polski. Jeśli już tam pobiegłam 400 metrów w 52 sekundy, to można się było spodziewać wzrostu formy – powiedziała Kiełbasińska – Wyniki skoczyły tak do przodu, że na zgrupowaniu w Zao zastanawiałam czy z bieżnią wszystko jest w porządku. Byłam bardzo szybka. Czułam, że forma jest rewelacyjna. Bardzo łatwo mi się biegało, ale… bez przesady!
Biegaczka przyznała, że to wielki zaszczyt znaleźć się tuż za plecami słynnej Ireny Szewińskiej. Powiedziała także, że czuła, że może osiągnąć taki wynik i do Szwajcarii udała się z myślą o pobiciu swojego najlepszego rezultatu.
– Jechałam tam, żeby wyśrubować rekord życiowy. Było wiadomo, że będą dobre warunki. Przed startem sprawdzaliśmy pogodę. Spodziewałam się życiówki. Wiedziałam, że jestem w stanie złamać barierę 51 sekund. Pobiegłam tak dwa razy w Tokio, a wiedziałam, że te biegi nie były idealne. Mimo wszystko byłam zaskoczona. Stąd moja zdziwiona mina. Przechodziłam różne perypetie. Od rana zastanawiałam się tylko czy moja walizka z ciuchami i butami się pojawi. Potem już wiedziałam, że nie zdążę jej mieć na start. Musiałam pożyczyć sprzęt – dodała Polka – Jestem przecież ekspertką od sytuacji ekstremalnych. Wtedy działam najlepiej.
Kiełbasińska stwierdziła, że jej bieg w Szwajcarii wyszedł jej idealnie. Powiedziała, że „pozwoliła ciału robić to, co umie najlepiej”. Biegaczka nie wyklucza także startów na krótszych dystansach.