Wycieki prywatnych numerów telefonów polityków i innych osób publicznych niestety mają miejsce. W dobie coraz powszechniejszych cyberataków, tak zwane „leaki” wrażliwych danych to już niemal codzienność. Dotkliwie przekonał się o tym premier Donald Tusk, który otrzymuje SMS-y, po których przeczytaniu nawet doświadczonemu politykowi robi się gorąco.
Co oczywiste, w dobie powszechnej informatyzacji i social mediów, do premiera napisać może każdy. W teorii. W praktyce w sumie też. Z tym, że szanse na nawiązanie konwersacji są nikłe. Gdy skierujemy wiadomość prywatną do oficjalnej strony polityka np. na Facebooku, niemal zawsze pozostanie ona bez odpowiedzi. Lecz nie dlatego, że ktoś celowo ją zignoruje.
Najzwyczajniej natomiast takich wiadomości codziennie przychodzą setki. Zaś profilem zwykle nie zarządza sam zainteresowany, a raczej ludzie z jego sztabu. Zatem to nie media społecznościowe, a posiadanie numeru telefonu do polityka, znacząco zwiększa prawdopodobieństwo dotarcia do niego ze swoim „przekazem”. Niestety, w ogromnej większości przypadków połączenia i wiadomości nie są zbyt miłe. Oczywiście „do wszystkiego można się przyzwyczaić”. Nawet do życzeń dokończenia żywota w najmniej przyjemnych okolicznościach. Tym niemniej SMS, który otrzymał Donald Tusk, „niestety” nie zawierał wyłącznie pogróżek i obelg. W jednej chwili zrobiło się naprawdę groźnie.
Już lata temu obecny premier publicznie czytał, jakie wiadomości otrzymuje jego rodzina. Przybliżył też treść tych adresowanych do niego samego. Mijają jednak lata, zdobycie prywatnego – a tym bardziej służbowego – numeru telefonu do znanych osób jest coraz łatwiejsze. I niestety dzieję się, co się dzieje. Zapnijcie pasy, bo będziemy przybliżać codzienność polityka z pierwszych stron gazet. Człowieka stojącego na czele rządu. Co – mogłoby się wydawać – jest ogromnym przywilejem.
Donald Tusk i SMS-y z pogróżkami
Wyłącznie przywilejem? Niekoniecznie. Albowiem, jak wiadomo, żaden polityk nie ma wyłącznie zwolenników. Zawsze znajdą się tacy, którym jego działania nie przypadną do gustu. Jedni tłumią to w sobie, inni krytykują pod medialnymi publikacjami. Zaś ci najbardziej radykalni kierują obelgi za pośrednictwem mediów społecznościowych lub… SMS-ów i telefonów właśnie. Ci ostatni są naprawdę niebezpieczni.
Już w 2014 r., podczas jednej z konferencji prasowych, premier Tusk odczytywał niektóre wiadomości. Otrzymywane głównie przez jego bliskich. Niestety, zjawisko to nie ustało, a wręcz przybiera na sile.
Premier pytany o to, czy do dziś otrzymuje tego typu wiadomości, nie zaprzecza. Ba! Działo się to nawet wtedy, gdy nie pełnił roli premiera (przed obecną kadencją). Najbardziej natomiast – czego nie kryje – przeraziła go treść wiadomości o tym, że jego córka oraz jej dzieci – nazwane przez nadawcę „bękartami” – zostaną zabite. To jednak nie koniec.
Sam premier Tusk także otrzymuje ponoć groźby pozbawienia życia. Treść obelg – jak przyznał już przed kilkoma laty – nie zmienia się znacząco. „Ryży pomiocie, smoleński morderco, zginiesz” – miał przeczytać w jednym z SMS-ów Donald Tusk. Sytuacja była o tyle bardziej przerażająca, że nadawca dodał, iż wie, pod jakim adresem w danej chwili przebywa polityk. Czy w tej kwestii strzelał i trafił, czy też w istocie jest dobrze poinformowanym stalkerem?