Finanse polityków od dawna budzą ciekawość społeczeństwa i kontrowersje. W ostatnich dniach nie milkną echa przepisania przez Donalda Tuska całego swojego majątku na żonę. Również brukselskie zarobki Tuska były prześwietlane przez media w Polsce po jego powrocie do krajowej polityki. Jego stan konta robi dziś piorunujące wrażenie.
Donald Tusk i jego zarobki w Brukseli
Jak wiadomo, za bycie przewodniczącym PO Donald Tusk nie pobiera żadnego wynagrodzenia. Gdy jednak, przez 2 kadencje, był przewodniczącym Rady Europejskiej, co miesiąc inkasował około 120 tys. zł. Dodatkowo przez 3 lata po upłynięciu jego kadencji, RE wypłacać mu będzie 40 tys. zł miesięcznie tzw. odprawy.
[irp posts=”3169″ name=”Polska policja ma ogromny kłopot. Wpłynęły nowe informacje ws. Jacka Jaworka”]
Tuż po powrocie Tuska do kraju, finansowy portal Money.pl prześwietlił jego finanse. Z zebranych przez dziennikarzy informacji wynika, że w Brukseli Donald Tusk nie płacił z własnej kieszeni za nic. Miał do dyspozycji kierowców, unijne limuzyny, a także trzech kamerdynerów. Dodatkowo przysługiwał mu budżet reprezentacyjny. Europejski podatnik zapłacił zatem za każdy garnitur, eleganckie buty czy wystawną kolację, jaką zjadł w czasie 5 lat swojego pobytu w „stolicy Unii” nasz były premier.
Stan konta Donalda Tuska
Reasumując: Tusk z europejskiej eskapady wrócił bogatszy o około 7 milionów złotych. I to właśnie suma zbliżona do podanej najprawdopodobniej spoczywa na prywatnym rachunku bankowym polityka. Są to oficjalne dochody, jakie otrzymał w ostatnich latach. A – jak wspomnieliśmy wyżej – praktycznie każdy wydatek mógł „podpiąć” pod piastowane funkcje. Zatem większość środków pozostawała na jego koncie.
Mimo, iż dziś Donald Tusk oficjalnie nie pobiera wynagrodzenia za piastowanie funkcji przewodniczącego Platformy Obywatelskiej, najpewniej i tak otrzymuje tzw. fundusz reprezentacyjny. Na podobnej zasadzie, jak w Brukseli. Z tym jednak wyjątkiem, że na te wydatki składają się pieniądze z subwencji, czyli… z kieszeni polskich podatników.
Trudno dziś wskazać bardziej majętnego polskiego polityka, niż Donald Tusk. Można by rozglądać się za takim w kręgach tzw. kawiorowej lewicy, która – choć dawno już odeszła od stołu – zdążyła mocno wzbogacić się (na przeróżne sposoby) tuż po transformacji ustrojowej. Najczęściej jednak w oficjalnych oświadczeniach majątkowych polityków z pierwszych stron gazet widzimy skromne oszczędności w postaci kilkunastu tys. złotych, kilkuletniego samochodu i niewielkiego mieszkania.