Elżbieta Romanowska zwróciła się do fanów po dłuższym czasie. Bardzo lubiana przez telewidzów, sympatyczna gwiazda telewizji Polsat przeżywa trudny czas. Romanowska za pomocą swoich social mediów przekazała kolejne smutne wieści, ale też nieco rozjaśniła sytuację, która zawładnęła jej życiem.
Elżbieta Romanowska zyskała popularność dzięki występom w serialach telewizyjnych, takich jak „Ranczo”, „Barwy szczęścia” czy też „BrzydUla”.
Oprócz tego brała udział w programach telewizyjnych, w tym w „Tańcu z Gwiazdami”, gdzie pokazała swoje umiejętności taneczne i zajęła zaszczytne drugie miejsce. Romanowska jest także aktywna w teatrze i kinie, a jej charakterystyczny wygląd i osobowość sprawiają, że jest łatwo rozpoznawalna.
41-latka od 2023 roku prowadzi jeden z flagowych programów telewizji Polsat, czyli „Nasz nowy dom”. W roli gospodyni programu zastąpiła Katarzynę Dowbor, która przez lata firmowała program swoją twarzą. Romanowska jako nowa prowadząca spotkała się jednak z ciepłym odbiorem jako kobieta pełna ciepła oraz empatii wobec ludzkich dramatów.
Smutny wpis Romanowskiej na Instagramie. Happy end nie nadszedł
Od wielu tygodni trudno było znaleźć w social mediach Elżbiety Romanowskiej post odnoszący się do jej prywatnego życia i widać tam tylko te odnoszące się do sfery zawodowej. Jest to w pełni zrozumiałe, bowiem w ostatnim wpisie tego typu (z grudnia ubiegłego roku) aktorka prosiła o modlitwę za swoją chorą mamę i na pewno potrzebowała spokoju.
Dziś blondwłosa artystka w końcu przerwała milczenie, zaznaczając, że poniższe wyznanie kosztowało ją bardzo wiele i jest bardzo osobiste.
„Końcówka 2024 była dla mnie i mojej rodziny bardzo ciężka i bolesna. Niestety, ten stan trwa do dziś. Nie było mnie tutaj, bo potrzebowałam całą swoją energię i wolny czas poświęcić mojej rodzinie. Przechodziliśmy prawdziwy emocjonalny rollercoaster. Nadzieja, jej utrata, niemoc, walka z wiatrakami, rozpacz – to tylko nieliczne emocje, które towarzyszyły nam i towarzyszą każdego dnia” – czytamy we fragmencie wpisu Romanowskiej.
„Mówi się, że Bóg daje nam tyle, ile jesteśmy w stanie udźwignąć… Więc okazuje się, że ja mogę unieść zaje…ście dużo! Gdy już się wydawało, że dochodzimy do względnej „stabilności”, spadał na nas kolejny cios. Niestety, ten wpis nie będzie miał happy endu, gdyż ten zły czas jeszcze się nie skończył”.