Mało kto wiedział, jak blisko życiowego dramatu była niedawno Elżbieta Jaworowicz. Charyzmatyczna prowadząca „Sprawę dla reportera” mogła stracić wszystko, przez decyzję tylko jednego człowieka. Żadne media wcześniej o tym nie informowały.
Prowadzi swój program interwencyjny od 1984 roku. Przez lata wydawało się, że jest w Telewizji Polskiej „nie do ruszenia”. Nadszedł jednak moment, w którym dziennikarce zaczął kruszyć się grunt pod nogami. Kilkumiesięczne katusze przeżywała w samotności.
POPULARNE DZIŚ: Masz konto w PKO BP, Millennium, mBank lub Santander? Koniecznie wykonaj te kroki, by nie stracić pieniędzy
O co konkretnie chodzi? Otóż w 2017 roku, gdy prezesem TVP był Jacek Kurski, rządowy przekaz opierano na „dekomunizacji” wszelkich dziedzin życia społecznego. Jak już informowaliśmy, właśnie z tego powodu zdjęto program 997 Michała Fajbusiewicza.
Sprawa dla reportera miała zniknąć z TVP
Podobny los miał spotkać program „Sprawa dla reportera”. Jego początek datuje się bowiem na okres niemal idealnie pokrywający się z emisją pilotażowych odcinków „997”. Kurski miał realnie rozważać podziękowanie Elżbiecie Jaworowicz za współpracę, po ponad 30 latach. Jest tylko jeden powód, dla którego tego nie zrobił.
Albowiem z badań fokusowych wynikało wówczas, że taki ruch przyniósłby władzy efekt odwrotny od zamierzonego. „Sprawa dla reportera” cieszy się bowiem sporym gronem fanów i wieloletnich widzów.
Faktem jest jednak, że całe zamieszanie odbywało się na oczach pracowników TVP – w tym rzecz jasne Elżbiety Jaworowicz. Kobieta bardzo mocno przeżywała stresowy okres „czystek Kurskiego”. Oczywiste obawy o utratę ukochanego programu z dnia na dzień, po tylu latach, sprawiły że reporterka nie była sobą, a nawet w trakcie nagrań sprawiała wrażenie nieobecnej.
Natomiast o tym, że Telewizja Polska rozważa zdjęcie „Sprawy dla reportera” z anteny pojęcie nie mieli ani widzowie, ani dziennikarze. Nielicznych pogłosek krążących w sieci nikt ani nie potwierdzał, ani nie dementował.