Całkowita likwidacja gotówki i zastąpienie jej pieniądzem cyfrowym. 10 lat temu? Teoria spiskowa. W 2023 roku? Postulat realnie głoszony (co gorsza – coraz śmielej) przez niektórych polityków. W dodatku takich, którzy wkrótce naprawdę mogą mieć w tej kwestii coś do powiedzenia.
Płacenie kartą czy BLIK-iem to niezwykła wygoda. Faktem jest jednak, że gdy posługujemy się wyłącznie tego typu płatnościami, „organy zainteresowane” – co tu kryć – mogą wiedzieć o nas wszystko. Zwłaszcza, że od 1 lipca 2022 r. skarbówka ma pełen wgląd w rachunki osób fizycznych. Nawet tych, które nie mają statusu podejrzanego.
Na szczęście likwidacja gotówki, przynajmniej w Polsce, nie jest raczej inicjatywą, która mogłaby być wdrożona w ciągu najbliższych kilku lat. Ale kilkunastu? Kto wie. Wszystko zależy od… a jakże. Polityków. Oraz oczywiście – w niebagatelnym stopniu – lobbingu wielkiej finansjery. Być może nie wszyscy zdają sobie sprawę, że od każdej naszej elektronicznej transakcji pośrednik (jak Visa czy MasterCard) pobiera prowizję. Pozornie niewielką, ale gdy wziąć pod uwagę miliardy transakcji dokonywanych na całym świecie, każdego dnia… Cóż. Delikatnie rzecz ujmując: to nie są ochłapy.
Grozi nam likwidacja gotówki? W 2023 roku na pewno nie
Oczywiście likwidacja gotówki byłaby procesem bardzo skomplikowanym. A na pewno długotrwałym. Oznaczałaby właściwie obrócenie całego globalnego (wątpliwe, by jakiś cywilizowany kraj dokonał tego w pojedynkę) systemu finansowego do góry nogami. Zatem czy to w 2023, czy w 2024 roku, na pewno coś takiego nie nastąpi.
Może jednak martwić fakt, że niektórzy politycy (jak chociażby cieszący się całkiem sporym poparciem Szymon Hołownia) postuluje, by w przyszłości trwale zastąpić gotówkę pieniądzem cyfrowym. Uprzednio jednak radzi zmienić narodową walutę na euro.
To wszystko zmierza w naprawdę złym, niepokojącym z perspektywy szarego obywatela kierunku. Bo oto możemy za 10, 15 czy 20 lat znaleźć się w sytuacji, w której nawet zakup zapalniczki czy gum do żucia na stacji benzynowej będzie przez rząd (a w pierwszej kolejności – przez Urząd Skarbowy) ewidencjonowany. A co tu dopiero mówić o większych transakcjach.
To wiele zmieni
Ktoś powie: „No i co z tego? Dziś też większe transakcje, jak np. zakup auta, trzeba zgłaszać”. Tak. Jednakże w chwili, która już nadeszła (naczelnik US może swobodnie eksplorować operacje na twoim rachunku bankowym), mogą nawarstwiać się kolejne problemy skarbowe Polaków.
- 2 miesiące temu kupił pan telewizor za 2500 zł, skąd miał pan na to pieniądze?
- Pożyczyłem od rodziny
- Skąd miał je członek rodziny?
- Zarobił legalnie, na podstawie umowy o pracę
- Czy możemy poprosić, by członek rodziny to potwierdził?
- Wolałby nie chodzić po urzędach w cudzych sprawach
- W porządku, wezwiemy go oficjalnie. A w jaki sposób pozyskał pan środki na zwrot?
Nie wiem, obym się mylił. Natomiast – w mojej opinii – takich sytuacji może być multum. Zwłaszcza gdy urzędy – jak co kilka dekad – zalewać będzie fala nadgorliwych, „młodych-ambitnych”. Liczba kontroli skarbowych (w firmach i wśród osób fizycznych) wzrośnie drastycznie, a każdy z nas będzie się zastanawiał, czy aby na pewno państwo nie narobi nam „koło pióra”, bo na przykład kupujemy alkohol częściej, niż 3 razy w tygodniu.
No bo w takiej sytuacji albo jesteśmy koneserami win i innych markowych alkoholi, albo mamy problem z nadużywaniem. A skoro mamy problem, to może warto by – na koszt podatnika – wysłać nas na kilka tygodni do jakiegoś mało przyjemnego ośrodka.
Wiem, trochę w tym wszystkim popłynąłem. Ale to tylko dlatego, że zastanawia mnie, co ma na celu ciągłe zachęcanie do korzystania wyłącznie z płatności elektronicznych. Dlaczego kolejni politycy (zwłaszcza „z lewa”) coraz śmielej debatują na temat likwidacji gotówki. A co jeśli ktoś czuje się bezpieczniej trzymając swoje oszczędności „w skarpecie”? Ma je fizycznie, namacalnie. Nie w formie cyferek w aplikacji bankowej.