Masz takie 10 zł? Możesz dostać za nie majątek. Lepiej sprawdź portfel

Pieniądze tracą na wartości – alarmują ekonomiści. Mowa oczywiście o sile nabywczej złotówki, która – m.in. ze względu na wysoką stopę inflacji – znacząco w ostatnich miesiącach spadła. Są jednak sytuacje, w których z pozoru niewiele wart banknot może zapewnić nam spory zastrzyk gotówki.

W jaki sposób? Otóż wystarczy zwrócić uwagę na literki i liczby znajdujące się na każdej 10-złotówce.

„Dyszka”, którą sprzedasz za ogromne pieniądze

Zapewne wielu czytających ten tekst zastanawia się, o co w ogóle chodzi. Przede wszystkim dlaczego ktoś miałby zapłacić za 10-złotowy banknot nawet kilkaset razy więcej, niż wynosi jego realna, nabywcza wartość.

Otóż chodzi o numery seryjne znajdujące się na każdym z nich. Mało kto zwraca na nie uwagę. Pieniądze służą nam przecież głównie do płacenia – niekoniecznie do szczegółowego się im przyglądania.

Jeżeli natomiast posiadasz 10 zł, na którym widnieje niestandardowy, całkiem prosty numer seryjny, możesz liczyć na spory zarobek. Zamienić je możesz nawet na kilkanaście tysięcy PLN, które gotowi są wyłożyć kolekcjonerzy.

Wymogi, jakie powinniśmy spełnić, by uzyskać większą gotówkę:

• Banknot nie może być zniszczony, brudny lub uszkodzony
• Musi posiadać proste numery seryjne
• Szczególnie cenne są te rozpoczynające się od AA lub BB
• Niebagatelną wartość stanowią również banknoty z nr ser. YA lub ZA
• Najdroższe będą egzemplarze o prostych nr seryjnych, jak: 1234321, 1134311, 8175718
• Za powyższe otrzymać możemy nawet 10.000 zł
• Z kolei pieniądz oznaczony numerami 1234567 i 8765432 będzie wart nawet 20.000 zł

Warto zajrzeć do portfela i przyjrzeć się posiadanym nominałom. Jeżeli sam nie jesteś kolekcjonerem i miłośnikiem nietypowo oznaczonych banknotów, możesz pomnożyć swoje aktywa bardzo znacząco.

• Zwrot akcji w sprawie Kraśki. „To potwierdzona informacja”
• Sergiusz Żymełka ma nową pracę. Nie uwierzycie, czym zajął się Fifi z „Rodziny zastępczej”
• Mało kto wiedział, co wcześniej robiła Andżelika z „Lombardu”. Dominika Skoczylas rzadko o tym mówi