Stefan Michnik zmarł kilka dni temu, jednak informacja ta dopiero dziś obiegła Polskę. Ujawniono ponadto, w jakich warunkach swojego żywota dopełniał komunistyczny sędzia, który bezlitośnie skazywał narodowych bohaterów w imieniu sowieckiego ciemiężcy.
Znany jako brat Adama Michnika. Stefan Michnik miał jednak swoją własną, mroczną, przerażającą historię. Z Polski wyjechał w 1969 r., po „wydarzeniach marcowych” mających miejsce rok wcześniej. Zanim jednak do tego doszło, zdążył zrobić wiele złego. Zniszczyć życie wielu ludziom i skazywać w pozorowanych nierzadko procesach. Dziś media podają, gdzie umierał Michnik.
Tak umierał Stefan Michnik. Szwedzi zapewniali mu luksusy
Stefan Michnik umierał w ośrodku w szwedzkim Goeteborgu. Jak podaje Interia.pl, jest to specjalny dom seniora. Z tym, że przeznaczony tylko dla osób pochodzenia żydowskiego.
Jak czytamy, jest to zespół połączonych ze sobą budynków, w których mieści się łącznie około 100 mieszkań. Założyciele tegoż ośrodka to – według oficjalnych danych – prywatni darczyńcy. Na stronie internetowej tego miejsca czytamy, że powstało ono, „aby starsi ludzie z żydowskimi powiązaniami mogli mieszkać, czuć się dobrze i bezpiecznie”.
Organizacja zapewnia ponadto, że w ośrodku tacy ludzie mogą liczyć na „przytulne i domowe otoczenie”. Ludzie opiekujący się Stefanem Michnikiem bez wątpienia wiedzieli o jego przeszłości. Polityk Solidarnej Polski i szczeciński radny z ramienia PiS – Dariusz Matecki – już 2 lata temu wystosował bowiem pismo, w którym apelował o wydanie Polsce komunistycznego zbrodniarza. Pismo otrzymali wszyscy znaczący politycy w Szwecji i ważne instytucje. Odbiło się ono szerokim echem. Mimo tego Szwedzi pozostawali jednak nieugięci.
Michnik cenił sobie beztroskie rozmowy przy kawie i domowych bułeczkach
– Seniorzy mają zapewnione oddzielne mieszkania, apartamenty z balkonami oraz udekorowane przez artystów powierzchnie wspólne, w tym patio z roślinnością oraz fontanną – podaje Interia.
Dalej czytamy, że Stefan Michnik do samego końca cenił sobie spotkania z innymi pensjonariuszami „przy kawie i domowych bułeczkach”. Trzeba przyznać, że miał świetne samopoczucie jak na człowieka, który pozostawił za sobą w Polsce tyle ludzkiej krzywdy. Jak na człowieka, który miał na rękach śmierć masy rodaków. A może właściwiej byłoby napisać: ludzi mówiących tym samym językiem.