Napisać, że to coś obrzydliwego, to jak nic nie napisać. Kawa z McDonald’s to najszybsza opcja na dodanie sobie energii w podróży czy tuż przed dotarciem do pracy. Dziś jednak spotkało mnie coś – nie bójmy się tego słowa – traumatycznego. Przynajmniej ja tak to postrzegam.
Tak, to była i jeszcze przez jakiś czas będzie – trauma. Doznałem jednego z bardziej ohydnych doświadczeń ostatnich lat. Kawa, którą podała mi przez okienko McDrive sympatyczna pani – jak się okazało – zawierała niespodziankę. Niestety, niezbyt miłą. Ale o tym miałem się przekonać dopiero za około 5 minut, gdy dotarłem z kawką do redakcji.
Różne rzeczy ludzie w jedzeniu czy napojach (choć tu rzadziej) znajdują. Włosy to klasyk i chyba każdemu zdarzyło się wyciągać „spaghetti” z własnego przełyku. Z kolei ktoś inny podobno znalazł ludzki ząb w Snickersie. W produktach spożywczych pojawiają się nawet muchy. Tutaj jednak trafił się okaz wyjątkowo paskudny.
Mucha w kawie z McDonald’s
Tak, gdy po dotarciu do miejsca pracy, spragniony gorącej kawki (ostatnio pobolewa mnie gardło), zacząłem ją pić, poczułem w ustach niezbyt apetycznej konsystencji ciało obce. Nie był to płyn. Sądziłem, że być może zbyt krótko mieszałem kawę i to cukier z dna kubeczka jakimś cudem dociera do moich ust. Przez 2 czy 3 sekundy – trzymając feralny łyk w ustach – łudziłem się, że to to. Niestety, myliłem się:
https://www.youtube.com/watch?v=q-B4eEv2yxM
Piłem przez dziubek i „gift” niemal od razu przyczepił się do mojego języka. Zatem najwyraźniej owad (to ta mucha z gatunku „świecących”, najbardziej obrzydliwych) tuż po dopełnieniu żywota w gorącej wodzie, beztrosko unosiła się na górze płynu. Powiem Wam w tajemnicy, że ten rodzaj owadów odraża mnie szczególnie, gdyż kiedyś – jakieś 5 lat temu – zostawiłem w mieszkaniu niewyniesione śmieci i wyjechałem na tydzień. Było lato. Sami możecie sobie wyobrazić, co zastałem po powrocie. Ważne: dziś już tak nie robię! I nigdy tak nie zrobię.
Wina moja czy Maka?
Przez pierwsze milisekundy miałem w głowie myśl, że być może mucha wpadła do mojej kawy już w redakcji. Faktem jest jednak, że od momentu otrzymania napoju nie zdejmowałem z niego wieczka. Natomiast dziubek odbezpieczyłem dopiero przed wzięciem pierwszego łyka. Pierwszego i – jak się okazało – ostatniego.
Nie mam zamiaru robić tu firmie McDonald’s czarnego PR-u. Od wielu lat (co niestety widać gołym okiem) żywię się w przybytkach tej sieciówki i raczej rzadko spotykają mnie tam nieprzyjemności. Napisałem jednak ten tekst by, po pierwsze: skumulować gdzieś emocje, które wciąż mi towarzyszą (rzecz wydarzyła się jakąś godzinę temu), a po wtóre: przestrzec Was. Zawsze dokładnie przyglądajcie się posiłkom, które otrzymujecie z zamówienia. Na wszelki wypadek zdejmijcie też wieczko z napoju i ostrożnie obadajcie, czy w środku nie znajdują się niepożądane przedmioty, części ciała, owady czy inne stworki.