Mówi się, że zemsta jest słodka. Równie często używaną maksymą jest ta, że najlepiej smakuje ona na zimno. Roman Giertych właśnie doznaje smaku tej ostatniej. Albowiem najpierw to on był ścigany przez trzymającego w garści wymiar sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę, natomiast teraz role się odwróciły. Czy szef Suwerennej Polski ma się czego obawiać? Zdecydowanie tak. Nowe informacje w sprawie taśm i Funduszu Sprawiedliwości.
Młodsi publicyści bieżącą sytuację opisują w sposób kolokwialny, acz nad wyraz celny. Mianowicie: przez ostatnie lata Ziobro próbował „dojeżdżać” Giertycha, teraz Giertych „dojeżdża” Ziobrę. I niestety – nie ma dobrych wieści dla byłego już Ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego.
Wszystko wskazuje bowiem na to, że Roman Giertych „dokopał się” do tego, czego chciał najbardziej. Zatem do rzeczy stanowiących dowody, które mają całkowicie pogrążyć wieloletniego szefa resortu sprawiedliwości. O jakiego typu materiałach mowa?
Ziobro na nagraniach Mraza? Giertych delektuje się i szachuje taśmami
Otóż mowa o „taśmach” – bo tak najczęściej się je w przestrzeni medialnej nazywa – na których słychać samego ministra. Z ustaleń dziennikarzy mPressu wynika, że Tomasz Mraz przed wieloma miesiącami wszedł w posiadanie takich właśnie nagrań. Miał najpierw przekazać je mecenasowi Romanowi Giertychowi, a następnie Prokuraturze. Już po tym, jak Zjednoczona Prawica przegrała wybory parlamentarne.
Przypomnijmy, że były dyrektor Funduszu Sprawiedliwości przez długi czas nagrywał z ukrycia przebieg swoich spotkać z pracownikami Ministerstwa Sprawiedliwości. Między innymi z wiceministrem resortu Marcinem Romanowskim, a także szefem Suwerennej Polski na Pomorzu Zachodnim – Dariuszem Mateckim. Jak się okazuje, z „tymi największymi” – również.
Na nagraniach pojawia się oczywiście mnóstwo innych osób. Dlaczego te z udziałem samego ministra oraz Prokuratora Generalnego wciąż nie zostały ujawnione opinii publicznej? Teorię mamy jedną: ktoś trzyma zapisy o największym ciężarze gatunkowym „na specjalną okazję”. Jak chociażby któraś z kolejnych kampanii wyborczych.
Jak bowiem wiadomo, już dotychczas ujawnione nagrania dość dobitnie zobrazowały, w jak cyniczny sposób drenowany był Fundusz Sprawiedliwości, zasilany oczywiście z pieniędzy podatników. Co można usłyszeć na kolejnych dziesiątkach godzin wciąż niejawnych nagrań? Tego bez wątpienia dowiemy się, ale kiedy dokładnie? Chciałoby się powiedzieć: tego nie wie nikt. Z tym, że najpewniej wiedzą to nieliczni.