Dwóch Polaków zobaczymy w finale rzutu młotem na igrzyskach olimpijskich w Tokio. Po raz pierwszy w swojej karierze Paweł Fajdek przeszedł kwalifikacje na tej imprezie i powalczy o medal razem z Wojciechem Nowickim.
Kwalifikacje olimpijskie to prawdziwa zmora dla Pawła Fajdka. Jeden z najlepszych młociarzy w ostatnim dziesięcioleciu nie był w stanie awansować do finału na zawodach w Londynie i Rio de Janeiro. Wszystko przez nerwy i presję.
Znów zaczęło się źle dla Polaka, który w pierwszej próbie rzucił 74.28 m, a minimum finałowe wynosiło 77.50 m. Druga próba była jeszcze gorsza, a zdenerwowany Fajdek wyszedł poza koło, żeby sędziowie nie musieli jej mierzyć. Czterokrotnemu mistrzowi świata został ostatni rzut, żeby awansować do finału.
W trzeciej próbie Fajdek rzucił 76.46 m i choć nie dawało mu to wówczas pewnego awansu, to w tamtym momencie zajmował 5. miejsce w grupie eliminacyjnej A i było bardzo mało prawdopodobne, że zawodnicy z grupy B zdołają wypchnąć Polaka z najlepszej dwunastki. I rzeczywiście, ten wynik dał naszemu młociarzowi upragniony finał.
– Było dramatycznie, stres był najgorszy w życiu. Ten wynik jest niezły. Zrobiłem, co mogłem i wydaje mi się, że na ile mogłem, pokonałem swoje demony – powiedział Fajdek – – Tyle razy w głowie rozgrywałem te eliminacje, że byłem przygotowany, że będzie taka trudna sytuacja. Przez dziewięć lat się to za mną ciągnęło. To paraliżuje.
– Zasnąć nie mogłem. Położyłem się o drugiej, a wstałem już za pięć szósta. Ostatnie przygotowania: 46 razy sprawdzałem torbę, czy wszystko mam. Zjadłem szybie śniadanie: kawałek pizzy na śniadanie, do tego jakiś soczek i wyjazd. O 7.05 już był autobus – opowiedział o swoim stresie Fajdek.
O medal powalczy również drugi reprezentant Polski. Wojciech Nowicki już w pierwszej próbie rzucił 79.78 m i z najlepszym wynikiem awansował do finału. W przeciwieństwie do Fajdka, 32-latek posmakował już brązu olimpijskiego w Rio de Janeiro, a przed wyjazdem do Tokio twierdził, że jest w jeszcze lepszej formie niż w Brazylii.