Możemy z pełnym przekonaniem – bez poczucia wyolbrzymiania tematu – użyć słowa „klęska” w kontekście tego, co spotkało właśnie Romana Giertycha. Znany mecenas, a zarazem poseł KO bez wątpienia doskonale już wie, jak bardzo się skompromitował.
Po pierwsze na pewno to wie, a po drugie – co może skutkować dla niego bardzo nieprzyjemnymi konsekwencjami – we wszystko wciągnął Donalda Tuska. Premiera, polityka tak przecież przez lata sprawnego. Dziś jednak człowieka sprawiającego wrażenie nieco zagubionego.
Porażka kandydata obozu rządzącego w wyborach prezydenckich zabolała. Jednak dopiero „po przemyśleniu” zwolennicy Rafała Trzaskowskiego uznali, że skoro nie wygrał ten, na którego przecież na pewno głosowała większość – wybory musiały być sfałszowane.
Na czele „armii” krzyczących i składających protesty wyborcze ludzi stanął właśnie Roman Giertych. Liczył zapewne, że nakręcenie takiej afery zaskutkuje nie tylko osłabieniem społecznego mandatu zaufania Karolowi Nawrockiemu, ale i podbije jego własne notowania. No to się mecenas zdziwił.
Roman Giertych przegrany, Bruksela mówi jasno
Zdaje się, że końca dobiegł właśnie spór o to, kto w sierpniu zostanie nowym prezydentem RP. Zgodnie z oczekiwaniami i oficjalnymi wynikami – będzie to oczywiście Karol Nawrocki.
Choć jeszcze kilka dni temu plan był inny: tak namieszać, rozpętać taką batalię, by zmusić Sąd Najwyższy do unieważnienia wyborów prezydenckich 2025. Zaś szefa PKW – do nakazania ponownego przeliczenia ponad 20 mln kart do głosowania.
Może i I Prezes Sądu Najwyższego (Małgorzata Manowska), a także szef Państwowej Komisji Wyborczej (Sylwester Marciniak) rozmawialiby z Giertychem poważnie. Gdyby nie… no właśnie. Jego skłonność do agresywnych działań oraz posądzania wszystkich o celowe zaniedbania, a nawet fałszerstwa. To nie pozostanie bez konsekwencji, o czym pisaliśmy m.in. TUTAJ.
Ursula von der Leyen nie pomoże
Nieważne, że w Brukseli lubią Donalda Tuska. Że – jak sam premier powiedział – „w Europie nikt go nie ogra”. Albowiem właśnie – wespół z Giertychem – ograł się sam. A może precyzyjniej rzecz ujmując: wraz z całą koalicją rządzącą wpadli we własne sidła. Właśnie negując absolutnie wszystko, co „pisowskie” (o tej taktyce Tuska mówił wczoraj redaktor Robert Mazurek).
Nie uznają sądów, izb, sędziów – nie uznają nikogo i niczego, co kojarzy im się z rządami PiS-u. Negują decyzje tych instytucji. Chociażby Trybunału Konstytucyjnego (no chyba, że akurat zasądzi po ich myśli), Sądu Najwyższego. Zaś zasiadających w tych instytucjach ludzi nazywają na przykład „neosędziami” czy „sędziami-dublerami”.
A tacy przecież nie mogą orzekać, prawda? No ale skoro orzekają, to ich decyzje nie mają mocy prawnej, czyż nie? Sęk w tym, że Tusk, Giertych i spółka uznają i nie uznają – na zmianę – legalności tych instytucji.
To również klęska Tuska. Premier zakpił z demokracji
Dlaczego nie odbiorą wygranej Karolowi Nawrockiemu? Nie, nie dlatego, że przewodnicząca KE Ursula von der Leyen pogratulowała mu wygranej jako jedna z pierwszych.
Władza musi, po prostu musi nie tylko zrobić krok w tył, ale zwyczajnie odpuścić. Bo gdyby ten skład SN nie uznał tegorocznych wyborów prezydenckich, gdyby przyłożyli do tego ręce „nielegalni” sędziowie TK, trzeba by też unieważnić wybory parlamentarne z października 2023. Te, dzięki którym Tusk odbierał władzę PiS-owi.
Z tego wszystkiego banda Giertycha chyba nie zdawała sobie sprawy. Prawdopodobnie natomiast zdawała sobie Ursula Von der Leyen, dobrze znająca sprawy polskie. Która szybko pogratulowała Karolowi Nawrockiemu zwycięstwa. Wiedząc, że w Polsce „wariant rumuński” nie przejdzie. Cóż, w tej sytuacji Tusk i spółka nie mogą liczyć na pomoc zagranicy. Bo Bruksela – o dziwo – tym razem w kwestii wewnętrznych spraw Polski deklaruje neutralność.




