Giertych ograł Tuska. Premier pod ścianą, tego się nie spodziewał

Donald Tusk powiedział kiedyś, że w Europie nikt go nie ogra. Nie mówił jednak, że mistrzowską intrygą w garść nie złapie go kolega z krajowego podwórka. Roman Giertych prawdopodobnie zrobił coś bardzo złego. Bardzo nieetycznego. Cynicznego. Ale potwornie skutecznego. 

W polskiej polityce Roman Giertych jest „od zawsze”. Ze skrajnego prawicowca, a w młodości nawet narodowca, później lidera ultrakonserwatywnej partii LPR, po formę dzisiejszą – europejskiego liberała.

„Adwokat Platformy” – bo tak go ktoś kiedyś określił. A to dlatego, reprezentował jako adwokat w różnych sprawach m.in. Donalda Tuska i jego syna oraz innych polityków PO. Zresztą innych partii również.

Mecenasowi w ogóle nie przeszkadza, gdy wypomina się mu polityczne „przepoczwarzanie się” – w zależności od tego, jak zawieje. Nie idee, a osobiste relacje, interesy, intrygi czy zemsty.

To głównie z tych pobudek Roman Giertych jest jeszcze w polityce. Drugie, a właściwie kolejne już polityczne życie, dał mu w ostatnich wyborach Donald Tusk. To właśnie z list KO startował do Sejmu, uzyskując oczywiście mandat. Wdzięczności wobec premiera jednak nie okazał. Zresztą mecenas nie ma tego w zwyczaju. W przypadku Tuska zaś nie tylko jej nie okazał. Postąpił wręcz przeciwnie.

Zapnijcie pasy, ponieważ to, co przeczytacie poniżej – czytacie na własną odpowiedzialność. Zaczniecie łączyć wątki, zrozumiecie wiele zjawisk i przekonacie się, jakim piekłem jest świat polityki.

Jak Giertych Tuska rozegrał

Zastanawialiście się może, dlaczego władze PO, KO, czy nawet osoby decyzyjne w koalicyjnym rządzie, nie tonują „zadymiarskich” zapędów Romana Giertycha? Dlaczego on się nie boi, że straci miejsce w obozie Tuska, a później w Sejmie? W dodatku marzy o funkcji ministra sprawiedliwości.

To przecież człowiek, którego Robert Mazurek nazywa ostatnio „człowiekiem numer 2 w Platformie, zaraz po Donaldzie Tusku”. A jednocześnie osoba, która niemal każdego dnia przysparza partii wstydu, ewentualnie wizerunkowych problemów. Ponadto politycy PiS… dziękują Giertychowi za ogromne spadki poparcia dla PO w sondażach. Uważają widocznie, że to właśnie zasługa działań mecenasa. Dziś właśnie takie szydercze podziękowania wystosował Dariusz Matecki (więcej TUTAJ).

A Tusk nic? Ano nic. Choć zapewne stanowczo zareagowałby na wszystkie te afery i aferki, gdyby… No właśnie. Gdyby nie miał do czynienia ze szczwanym lisem, jakim jest Roman Giertych.

Po przeczytaniu tego tekstu stanie się dla was jasne chociażby to, dlaczego premier Tusk tak bardzo bał się odmówić Giertychowi mianowania go ministrem sprawiedliwości. A naprawdę długo się do tego przymierzał. Szefem tego resortu Giertych miał zostać w wyniku lipcowej rekonstrukcji rządu. Ale umówmy się: gdyby Roman bardzo naciskał, dostałby funkcję, jaka mu się zamarzy.

Premier obawia się mecenasa?

Już kilkanaście lat temu wśród polityków i nie tylko powszechnie wiedziano, że Roman Giertych lubi zbierać haki. Głównie na polityków. Lecz, paradoksalnie, często nie na tych z przeciwnych mu opcji. Potrafił podobno przez długi okres nagrywać prywatne rozmowy z kolegami – ze świata polityki, biznesu, mediów. Wszystko to miał archiwizować i – stosując subtelne sugestie wobec „ofiar” nierzadko kompromitujących nagrań – używać do załatwiania różnych spraw. Politycznych czy biznesowych.

A Donald Tusk to polityk nie w ciemię bity. Obecny premier zdaje sobie sprawę, że Giertych może posiadać nagrania rozmów również z jego udziałem. Już nie te z Pegasusa, a własne. Ale czego Tusk miałby się obawiać – zakładając, że nie łamał prawa, ani o nielegalnych działaniach nie mówił?

Cóż… W takich przypadkach najbardziej nieprzyjemna jest niepewność. Nigdy nie wiesz, co – na przykład pół-żartem, może z użyciem wulgaryzmu – mówiłeś przez telefon, czy przy kolacji, do teoretycznie zaufanego człowieka – 2, 3 czy 5 lat temu. Nawet jeśli premier nie musi się obawiać konsekwencji prawnych, to wizerunkowych już na pewno. Nieformalna, prywatna rozmowa przebiega inaczej, niż dyskusja w telewizyjnym studio, czy przemówienie w Sejmie. Słuchając nagrań z rozmów, podczas których człowiek czuje się swobodnie, jest wyluzowany – można dosłownie poznać jego inne oblicze. Czasem lepsze, nierzadko – niestety dla nagrywanych z ukrycia – wręcz przeciwnie.