Prezydent elekt dobija rząd chwiejący się w posadach. Karol Nawrocki wprost powiedział, co zrobi z ustawą, na której tak bardzo zależy premierowi Donaldowi Tuskowi oraz dużej części lewicy. Te słowa dobitnie pokazują, jaką prezydenturę zaserwuje nam były szef IPN z Gdańska.
Ciemne chmury nad koalicją rządzącą unoszą się już od wielu miesięcy. Przegrane wybory prezydenckie tylko zaogniły sytuację. Nastąpiło swoiste przetasowanie. W jego wyniku – co jeszcze rok temu było nie do pomyślenia – nawet lewicowcy i konfederaci nie wykluczają pójścia pod rękę z PiS-em.
Nie tylko zresztą z PiS-em, ale też – a może przede wszystkim? – z Karolem Nawrockim. Były szef IPN, który już za nieco ponad 2 tygodnie zostanie zaprzysiężony na urząd głowy państwa, już teraz pokazuje, że będzie twardy wobec Donalda Tuska.
Rząd Tuska w defensywie, Nawrocki bez ogródek
Jeszcze nie objął funkcji, a już wskazuje palcem premierowi, w które – najbardziej newralgiczne punkty – uderzy w pierwszej kolejności.
Najpierw zamierza, wzorem prezydenta Andrzeja Dudy, powstrzymać obecną władzę przed – tak to ujmijmy – nałożeniem kagańca obywatelom nieprzychylnym Donaldowi Tuskowi.
Senat RP przyjął bez poprawek nowelizacje ustaw przygotowanych w Ministerstwie Sprawiedliwości, obejmujące zarówno zmiany w Kodeksie karnym dotyczące walki z mową nienawiści, jak i nowe zasady delegowania sędziów w ustawach Prawo o ustroju sądów powszechnych oraz Prawo o ustroju sądów wojskowych – napisano już w marcu w Serwisie Rzeczypospolitej Polskiej.
Upraszczając: chodzi o tzw. ustawę o mowie nienawiści. Sejm i Senat – gdzie większość ma obóz obecnie rządzący – był na tak. „Ustawa nie weszła w życie, ponieważ w kwietniu prezydent Andrzej Duda skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego w trybie kontroli” – podaje rp.pl. Co na to prezydent elekt, który już 6 sierpnia oficjalnie obejmie urząd Prezydenta RP?
Karol Nawrocki a ustawa o mowie nienawiści
Otóż Karol Nawrocki mówi jasno i wyraźnie:
Nie podpiszę tak zwanej ustawy o mowie nienawiści. […] Jest szkodliwa, przede wszystkim dlatego, że dziś – w rozumieniu lewicowo-liberalnym – pod mowę nienawiści można podciągnąć bardzo wiele.
Karol Nawrocki zwraca również uwagę na to, jak wiele nadużyć mogłoby wygenerować wprowadzenie takiego prawa. Podziela najwyraźniej zdanie większości przedstawicieli prawej strony sceny politycznej. A brzmi ono tak: nie o „mowę nienawiści” tu chodzi, a o ocenzurowanie Internetu. Albowiem – jak wiadomo – nie od dziś Platforma i Lewica po prostu przegrywa w social mediach. Czyżby ktoś w rządzie pomyślał zatem: „Zamiast nad tym popracować, zamknijmy im usta ustawą”?




