Tego nikt się nie spodziewał. W stołecznych korytarzach mówi się o serii cichych ruchów Rafała Trzaskowskiego – polityka, który po prezydenckiej porażce miał już „nie podskoczyć” poza szczebel samorządowy. A jednak coś się kroi. Są nowe informacje.
Na razie nikt nie sypie konkretami, ale sygnały są czytelne: telefony, spotkania, zgrywanie kalendarzy. W tle pojawia się także wydarzenie, które miało w tym roku nie istnieć.
Jednakże to te najnowsze doniesienia elektryzują szczególnie. I teraz trudno powiedzieć, czy bardziej całą opinię publiczną, czy samego premiera Tuska. Który chyba już wie, że przesadził.
Komentatorzy mówią wprost o „wybudzaniu” się wewnętrznej opozycji w koalicji. I sugerują, że to może być polityczna zemsta Trzaskowskiego za czas, gdy po przegranej kampanii został – jak twierdzą złośliwi – odsunięty na bocznicę i ochrzczony „pechowcem”. Teraz ma wracać z pomysłem, który nie wymaga zgody z centrali. Zapnijcie pasy, bo to dzieje się naprawdę.
Dopiero tu zaczynają padać nazwiska. W kuluarowym obiegu funkcjonuje hasło „sojusz przegranych”. Nieformalnej układance, w której obok Trzaskowskiego przewijają się Szymon Hołownia i Sławomir Nitras.
Może chodzić zarówno o nową partię, jak i o koordynację politycznego nacisku: wspólne występy, zgrywanie przekazu, listę postulatów uderzających w dominację Donalda Tuska.
Partia Trzaskowskiego? Campus ma być początkiem nowego ugrupowania
Symbolicznym megafonem tego układu ma być reaktywowany Campus. Zatem projekt, który zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami miał w tym roku pauzować.
Teraz jednak wraca w odświeżonej formule, co w praktyce daje Trzaskowskiemu scenę, publiczność i młody wolontariat. To paliwo do budowania własnego „zaplecza na przyszłość” bez proszenia kogokolwiek o zgodę.
Czy z tego będzie front przeciwko premierowi? Zwolennicy mówią o „równoważeniu wpływów”, sceptycy – o karnawale ambicji, który skończy się na konferencjach. Kluczowe będzie, czy zobaczymy Trzaskowskiego i Hołownię ramię w ramię na jednym wydarzeniu, a w pierwszym rzędzie Nitrasa. Taki obrazek byłby czytelnym komunikatem: wewnątrz koalicji rośnie biegun, który nie chce już czekać w przedpokoju.
Jedno jest pewne: jeśli „sojusz przegranych” nabierze realnych kształtów, to nie będzie tylko anegdotą z sejmowych korytarzy. To test, na ile Trzaskowski potrafi zamienić etykietkę „pechowca” w polityczną dyspozycyjność młodego elektoratu – i na ile Tusk jest gotów dzielić się sceną.
źródło: Kanał Zero, oko.press




