Klamka zapadła. Chodzi o decyzję premiera, która nastąpiła zaskakująco szybko. Choć od początku wiadomo było, że najbliższe 2 lata z okładem przebiegną bardziej pod znakiem sporów na linii Donald Tusk – Karol Nawrocki, niż konstruktywnej współpracy.
Do szewskiej pasji doprowadziło premiera Tuska pierwsze starcie z prezydentem Nawrockim. Rząd chciał sprytnie wdrożyć tak zwaną ustawę wiatrakową.
Niejako „wpychając” ją między zapisy, które rzeczywiście mogły obniżyć ceny energii w Polsce. Miał to być pierwszy test, swoiste wybadanie gruntu i tego, na ile podatny na takie sztuczki jest Nawrocki.
Ten jednak się nie dał. Nawet tak wytrawnemu graczowi, jakim jest Donald Tusk. Zawetował mu ustawę wiatrakową i przedłożył parlamentowi własną – dotyczącą zamrożenia cen energii. To nie pozostało bez rewanżu. Albowiem premier wydał jasną dyspozycję. Jaką?
Tusk pozbawiony złudzeń, daje zielone światło
Premier Donald Tusk w ten właśnie sposób został pozbawiony złudzeń na jakiekolwiek kompromisy ze strony prezydenta Karola Nawrockiego.
Stąd też – w myśl zasady „jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie” – dał zielone światło, głównie Romanowi Giertychowi, do całkowitego podważania autorytetu obecnej głowy państwa. Zaczęło się szybko.
Bo do mowy potocznej zaczyna wchodzić skrót DPKN (Domniemany Prezydent Karol Nawrocki). A to właśnie Giertych tak określił prezydenta Nawrockiego, o czym pisaliśmy TUTAJ. Znany mecenas, a jednocześnie poseł KO, jest w środowisku nazywany „bulterierem” Donalda Tuska.
W skrócie: kimś, kim przed laty był w Platformie Janusz Palikot. Tzw. „człowiek od czarnej roboty”. I przyznać trzeba, że robotę tę wykonuje skutecznie. Co więcej: stoi za nim cała armia niechętnych wobec PiS-u i bardzo aktywnych w sieci ludzi, określających się jako #SilniRazem.




