Jeszcze do niedawna mogło się wydawać, że nazwisko następcy Donalda Tuska poznamy dopiero, gdy obecnego premiera zabraknie. Sytuacja wewnątrz KO zaczyna się jednak klarować. I nie są to już tylko pogłoski.
Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że nowe doniesienia dot. następcy Donalda Tuska to nienajlepsze wieści dla sympatyków KO. Nic bardziej mylnego. Albowiem zamiast – jak przewidywano – wewnętrznego rozłamu, ma nastąpić subtelne przekazanie pałeczki.
Jeśli ktoś nie może już doczekać się informacji o tym, kogo premier Tusk namaścił na swojego następcę, to poniższe fakty i materiały rozwieją wszelkie wątpliwości.
Zacznijmy jednak od początku. Bo – o czym donosiliśmy, wespół z innymi mediami – od co najmniej połowy sierpnia, w opozycji wobec rządzącego twardą ręką Donalda Tuska miało powstać konkurencyjne ugrupowanie. Co ciekawe, stworzone przez dotychczasowych podwładnych premiera.
Następca Tuska – nazwisko oczywiste, czy wręcz przeciwnie?
Na przestrzeni ostatnich tygodni media rozpisywały się o tzw. sojuszu przegranych. Właśnie w celu jego wzmocnienia miał zostać reaktywowany Campus Rafała Trzaskowskiego.
Podczas spotkań z potencjalnym elektoratem – głównie młodzieżą – Trzaskowski, wyrzucony z rządu Sławomir Nitras i – rzekomo – Szymon Hołownia, mieli zbierać narybek pod nowe ugrupowanie.

Jak już zresztą na mPress.pl zauważaliśmy, od kilkunastu dni Rafał Trzaskowski sprawia wrażenie człowieka, który wciąż prowadzi kampanię wyborczą. Opisywaliśmy też powyższe plany, w publikacji o planowanej prawdopodobnej zemście Trzaskowskiego na Donaldzie Tusku. Który zwątpił w prezydenta Warszawy po jego kolejnej porażce w wyścigu o urząd głowy państwa.
Aksamitne przekazanie przywództwa w KO
Słabnący i „zużyty” już Donald Tusk jest zbyt doświadczonym graczem, by nie rozumieć, że „sobą” może w 2027 r. już niewiele ugrać. Z informacji ujawnianych dziennikarzom „Newsweeka” przez otoczenie premiera wynika, iż chce on za nieco ponad 2 lata – a nawet wcześniej – wykorzystać zagranie Kaczyńskiego. Dzięki któremu prezes PiS po latach klęsk zaczął seryjnie wygrywać wybory.
Mowa oczywiście o usunięciu się w cień. Zaś do walki o kolejne 4 lata przy władzy posłać wciąż chętnego do zdobywania szczytów, energicznego Rafała Trzaskowskiego. Zresztą posłowie KO, którzy w Sejmie nie są ani pierwszy, ani drugi raz, mówią wprost. Jeden z nich podsumował w luźnej rozmowie przy wyjściu z Sejmu:
Choćby wizerunkowo znacznie lepiej wyglądałoby, gdyby w decydującym momencie przed wyborami parlamentarnymi Tusk namaścił kogoś bardziej świeżego. Kto nie był premierem przez tyle lat. A Trzaskowski „ma rezerwy”. I przede wszystkim zdolności koalicyjne. […] To będzie dużo lepsze, że doświadczony premier wie, kiedy „ze sceny zejść, niepokonanym” – dobrowolnie. Nie natomiast będąc zwalczonym przez niepozornego samorządowca, który przez lata był jego podwładnym.




