Szymon Hołownia nie będzie w najbliższych tygodniach najlepiej wysypiającym się politykiem. Marszałek Sejmu został bowiem wzięty na celownik przez całą armię kolegów z koalicji oraz dziennikarzy. Jak się okazuje, „na muszce” trzyma go nie tylko Tomasz Lis, ale i Roman Giertych. Mecenas w złowieszczych słowach skomentował postawę marszałka Sejmu.
Zdaje się, że w końcu opada kurz po wyborach prezydenckich 2025, które odbyły się już ponad miesiąc temu. Batalia o to, czy odbyły się zgodnie z procedurami trwała przez cały niemal czerwiec. Niektórzy walczyli do końca, inni walczą nadal. Nawet po decyzji PKW i Sądu Najwyższego.
A także… no właśnie – marszałka Szymona Hołowni, który przyznał, że przyjmie przysięgę od Karola Nawrockiego. Zgromadzenie Narodowe, podczas którego prezydent elekt oficjalnie obejmie urząd Prezydenta RP, zwołane zostanie na 6 sierpnia.
Giertych odgraża się marszałkowi Hołowni? Użył jednego zdania
Karol Nawrocki prezydentem zostanie, mimo błagalnych apeli kierowanych do marszałka Szymona Hołowni. Chociażby ze strony niektórych, bardzo przeciwnych środowiskom konserwatywnym dziennikarzy. Opisywaliśmy to zjawisko m.in. w artykule pt.: Tomasz Lis w dramatycznym apelu do marszałka Hołowni. Dziennikarz bliski załamania. Odmowy odebrania zaprzysiężenia od prezydenta elekta chciał i chce także Roman Giertych. Mimo wszystko:
Bo gdy stało się jasne, że marszałek Sejmu nie ma zamiaru uniemożliwiać kandydatowi wybranemu przez Polaków objęcia prezydentury, zaatakowali go… jego koalicjanci. O ile frustrację zwykłych wyborców, którzy uwierzyli w skalę „fałszerstw” możemy zrozumieć, tak postawy mec. Giertycha nie do końca.
Albowiem informację o tym, że Szymon Hołownia po raz kolejny, ostatecznie potwierdził swoją decyzję, poseł KO i najbardziej znany mecenas w Polsce skomentował krótko:
Historia go oceni.

Cóż. Nie są to słowa, które – padające z ust pamiętliwego i mściwego Romana Giertycha – pozwolą ich adresatowi spać spokojnie. Nie tylko nie zapowiadają dalszej, owocnej współpracy. Brzmią raczej jak subtelne wypowiedzenie politycznej wojny. Coś w stylu: „jeszcze się spotkamy”.




