Schyłek Tuska. I to już nie tylko prawica o tym mówi. Donald Tusk nie ma przed sobą politycznej przyszłości. I wie o tym. Wie też jego partia. Tyle że jeszcze nikt nie ma odwagi powiedzieć tego głośno.
W Platformie Obywatelskiej wrze. Nie na ulicach. W kuluarach. Coraz więcej rozmów, których nikt nie chce potwierdzić. Ale wszyscy je słyszeli. Że czas Tuska minął. Że nie pociągnie do kolejnych wyborów. Że trzeba szukać nowego lidera.
To już nie tylko szeptanka z prawicowych portali. Nawet Onet, nawet Newsweek — media raczej sympatyzujące z obozem liberalnym — cytują anonimowych posłów PO. Nie mówią tego przed kamerą. Ale między sobą są coraz bardziej szczerzy. „Jest zmęczony. Oderwany. Nie kontaktuje. Stracił słuch społeczny”. Takie słowa padają. I to z ust ludzi, którzy jeszcze pół roku temu bronili go z zaciętością. Cytował je także Robert Mazurek – dziennikarz, który czołowych polityków zna prywatnie.
Rząd się sypie, koalicjanci spiskują. Tusk pod ścianą?
Trudno się dziwić. Rząd działa wolno. Koalicjanci przestają go słuchać. Hołownia wygrywa medialne pojedynki. Kosiniak-Kamysz zachowuje się, jakby szykował się na marszałka Sejmu. Albo premiera. Nawet Trzaskowski wyraźnie się dystansuje. Zbyt wyraźnie, by było to przypadkowe.
Tusk wrócił jako wybawiciel. Tak go witano. Tłumy, hasła, kampania z ogniem w oczach. A dziś? Sondaże lecą. Wizerunek się sypie. Afera Pegasusa, bałagan z sądownictwem, nieudane reformy. I coraz więcej ludzi pyta: „Czy naprawdę nie mamy nikogo lepszego?”
To już nie jest moment na odbudowę. To schyłek. I wygląda na to, że w PO wszyscy to wiedzą. Tylko jeszcze nikt nie chce zadać ostatecznego ciosu. Bo historia zna takie przypadki. Lider, który przychodzi jako zbawca, często odchodzi sam. Po cichu. Bez kwiatów.




