Małgorzata Manowska to w ostatnich dniach jedno z najczęściej wymienianych nazwisk w krajowych mediach. Niemalże na równi z mec. Gietrtychem czy Sylwestrem Marciniakiem – szefem Państwowej Komisji Wyborczej (PKW).
Manowska to I Prezes Sądu Najwyższego. Instytucji, która – w szczególnie wyjątkowych okolicznościach – może uznać powszechne wybory za nieważne. Duże nadzieje pokładali w tym zwolennicy Rafała Trzaskowskiego. Prezes Manowska trzymała się jednak procedur.
Nie zaszedł bowiem szereg tak ewidentnych przesłanek, by SN mógł – zgodnie z obowiązującym prawem – uniemożliwić Karolowi Nawrockiemu objęcie prezydentury.
Środowisko skupione wokół Donalda Tuska i Romana Giertycha mocno się jednak upierało – nie uznając wyniku wyborów, i już. Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego pozostawała jednak niewzruszona.
POPULARNE DZIŚ: Lech Wałęsa ostro o Tusku. Zaskakujący apel byłego prezydenta
Prezes Manowska o Trzaskowskim
Stąd też momentalnie zyskała sympatię wyborców Karola Nawrockiego, Prawa i Sprawiedliwości oraz kilku innych frakcji konserwatywnych. Poczuła natomiast spore zagrożenie ze strony wspomnianej strony „opozycyjnej”. Oczywiście opozycyjnej wobec prezydentury dr Nawrockiego. Bo mowa przecież o czołowych przedstawicielach koalicji rządzącej.
Pisaliśmy o tym dziś, w artykule pt. Szturm na Sąd Najwyższy? Manowska przerażona: ludzie Trzaskowskiego coś planują. Tym mniej dziwi czwartkowa wypowiedź Małgorzaty Manowskiej:
Manowska w TVN24 przyznała, że „w jej i izby kontroli nadzwyczajnej, interesie nie jest to, aby prezydentem został Trzaskowski„.
Cóż. Cokolwiek miała na myśli – wyborcy Karola Nawrockiego zareagowali jednogłośnie. Uznali Prezes Manowską za obrończynię dobrej sprawy i osobę, która po prostu nie pęka w obliczu medialnej nagonki. W końcu i tak samozwańczy obóz demokratyczny od dawna zarzuca jej bycie „neosędzią” oraz „nominatką Ziobry”.




