Tak Trump ośmieszy Donalda Tuska. Jest potwierdzenie z Białego Domu

Donald Trump już w najbliższych dniach sprowadzi do parteru swojego imiennika – premiera Polski Donalda Tuska. Będzie to ruch dla wielu zaskakujący. Choć zapowiadany już dłuższy czas temu. Przywódca USA da polskiemu rządowi jasny sygnał. Zaś krajowej opozycji – kolejną okazję do triumfowania. 

To, co działo się w ostatnich dniach na arenie międzynarodowej nie dotyczyło naszego kraju bezpośrednio. Jednakże opinia publiczna w Polsce zachowywała się tak, jak gdyby cały świat debatował właśnie o nas.

Tymczasem negocjacje, rozmowy i szczyty pokojowe dotyczyły głównie sytuacji na Ukrainie. Niestety nad Wisłą wielu tego nie rozumiało. I trwały nieskończone kłótnie o to, kto jest na światowych salonach bardziej poważany. Kogo gdzie zaproszono, a kogo nie.

Koniec końców na ostatni, kluczowy szczyt w Białym Domu, zaproszony nie został ani premier Donald Tusk, ani prezydent Karol Nawrocki. Jednakże to ten pierwszy ma przed sobą najbardziej wstydliwy okres. Spieszymy wyjaśnić, dlaczego.

Koalicji Chętnych i inne akrobacje Tuska

We wtorek o 13:00, premier Tusk planowo wziął udział w formacie Rady Europejskiej. W ramach tak zwanej Koalicji Chętnych. Oba „spotkania” (w formie łączenia wideo) dotyczyły konkluzji poniedziałkowego szczytu w Waszyngtonie. Na którym – przypomnijmy – Polski nie reprezentował nikt.

Tym niemniej rząd – z rzecznikiem Adamem Szłapką na czele – zrobił z internetowego „szczytu” wielkie wydarzenie. Dodatkowo wyśmiewając prezydenta Karola Nawrockiego. Jak również zarzucając mu, że to przez niego Polska jest pomijana przy okazji ważnych międzynarodowych debat.

Nawet sam Donald Tusk nie szczędził dziś złośliwości wobec głowy państwa. Dobrotliwie wyrażał nadzieję, że „wystarczy dać prezydentowi trochę czasu”. Dodając: „Współpraca wymaga wzajemnej cierpliwości i zrozumienia. Pierwsze koty za płoty”. Kpiący ton czuć na kilometr. Ale ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Bo tuskowa „Koalicja Chętnych” to nic przy tym, co ma w planach Karol Nawrocki.

Jednak wygra Nawrocki?

Donald Trump zamierza w najbliższych dniach pokazać, że od początku słusznie stawiał na współpracę z nowo zaprzysiężonym prezydentem Polski Karolem Nawrockim, a nie z prounijnym premierem Donaldem Tuskiem. Zresztą zaledwie kilka dni temu jego administracja wprost przekazała rządowi w Warszawie, że chcą rozmawiać z prezydentem, a nie premierem.

Trump nie zapomniał Tuskowi skandalicznych słów. M.in. o jego rzekomej agenturalnej działalności na rzecz Rosji, czy zarzutów o byciu protofaszystą. Dziś ma to swoje skutki.

Choć Nawrocki nie pojawił się ani na piątkowym szczycie w Anchorage (Trump–Putin), ani na poniedziałkowych rozmowach liderów w Białym Domu o Ukrainie. Tutaj jest jednak jedno, bardzo ważne „ALE”.

Ponieważ Nawrocki nie otrzymał tam zaproszenia dlatego, że nie był chciany. Już 3 września ma bowiem odbyć wizytę w Waszyngtonie na zaproszenie Trumpa. Politycy spotykali się już wcześniej – jeszcze w trakcie polskiej kampanii prezydenckiej trwającej w Polsce.

Karol Nawrocki i Donald Trump
Karol Nawrocki i Donald Trump

Natomiast teraz chcą przełożyć te kontakty na konkretny format relacji Warszawa-Waszyngton. W zamyśle Trumpa najbliższe tygodnie mają być jasnym sygnałem, kogo USA traktują jako kluczowego partnera po stronie polskich władz.

I bynajmniej tym kimś nie będą przedstawiciele rządu Koalicji 15 Października. Karola Nawrockiego Trump lubi – zresztą oficjalnie poparł go w trakcie kampanii. Równie dobre kontakty prezydent USA miał z Andrzejem Dudą. Zaś niechęci do Donalda Tuska przywódca Stanów Zjednoczonych nie ukrywa od lat.