Tusk ośmieszy Trzaskowskiego? Czyli co będzie robił gdy przestanie rządzić stolicą

Obecny premier to człowiek, który nie toleruje przegranych. Donald Tusk – czego w środowisku Platformy Obywatelskiej nikt już szczególnie nie ukrywa – ma nowy plan na Rafała Trzaskowskiego. Prezydenta Warszawy, który 1 czerwca poległ w walce o urząd głowy państwa.

Latami Trzaskowski był jednym z ulubieńców Donalda Tuska. Polityk wzbudzający społeczne zaufanie, człowiek o wysokiej prezencji, znający języki. W dodatku bardzo skuteczny na szczeblu samorządowym.

2-krotnie wygrał dla Platformy prezydenturę w Warszawie. W 2018 r. pokonując znienawidzonego w szeregach Koalicji Obywatelskiej Patryka Jakiego.

W 2024 z kolei, Rafał Trzaskowski ponownie ubiegał się o urząd prezydenta Warszawy. Został wybrany w I turze, uzyskując 444 006 głosów (57,41%). Ponadto, co dla Tuska bardzo ważne – Trzaskowski inaczej, niż niegdyś Grzegorz Schetyna – nigdy nie chciał „podkopać” lidera PO i  niejako przejąć partii.

Choć jest wewnątrz niej bardzo ceniony i nie byłby w tej kwestii bez szans. To właśnie lojalność wobec Donalda Tuska zapewniała mu taką sympatię w oczach obecnego szefa rządu. Wszystko jednak do czasu. A konkretnie do czasu… przegranych w tym roku wyborów prezydenckich. Wyborów, na których Tuskowi tak mocno zależało. Z oczywistych przecież względów.

Trzaskowski już nie jest pupilkiem Tuska? Nowy plan na prezydenta Warszawy

Platforma, gdyby Rafał Trzaskowski podołał Nawrockiemu, mogłaby przez co najmniej 2 najbliższe lata dzierżyć władzę całkowitą. Większość w Sejmie i własny prezydent – marzenie każdego premiera. To się jednak – jak już wiemy – nie udało. Ale cały dramat „Trzaska” miał zacząć się już w trakcie kampanii.

Bo o ile na początku roku zarówno sondaże, jak i eksperci przewidywali triumf Trzaskowskiego, i to z ogromną przewagą, tak już kilka miesięcy później Karol Nawrocki „doskoczył”. Właśnie wtedy zaczęto używać w kontekście zbliżających się wyborów terminu: możliwy wynik na żyletki.

Wówczas właśnie Donald Tusk miał postawić Rafałowi Trzaskowskiemu subtelne „ultimatum”. Być może była to próba szokowej i nietypowej próby mobilizacji. Która dała jednak efekt odwrotny od oczekiwanego. Mianowicie kandydat PO na prezydenta miał usłyszeć od Tuska: – Jeżeli tym razem znów się nie uda, w przyszłości nie wyjdziesz wyżej, niż samorząd.

Przypomnijmy, że poza wyborami warszawskimi, Trzaskowski zaliczył też bolesną porażkę. W 2020 r., gdy zastąpił w wyborach prezydenckich Małgorzatę Kidawę-Błońską. W II turze poległ w starciu z Andrzejem Dudą. Był to wynik 51,03% do 48,97% na korzyść kandydata PiS-u. I różnica 422 385 głosów.

Polityk niższego formatu

Stąd też najwyraźniej w głowie Donalda Tuska zrodziła się myśl, że owszem – Rafał Trzaskowski jest typem zwycięzcy. Ale tylko na szczeblu lokalnym. Premier nie ma zatem zamiaru w przyszłości powierzać mu większych misji. Co ciekawe, nawet wręczyć mu kiedykolwiek teki ministra jakiegokolwiek znaczącego resortu. Skąd to wiemy?

Cóż. To była, ciągle przecież jest, piękna kariera polityczna prezydenta Trzaskowskiego. Jak jednak mówią posłowie KO, a także teoretycznie znacznie gorzej poinformowani parlamentarzyści z PiS oraz PSL-u, „Rafał już wyżej Warszawy nie podskoczy”.

Jego kadencja na urzędzie gospodarza stolicy dobiegnie końca w 2028 roku. Czy to właśnie wtedy przyjdzie czas na polityczną emeryturę? Oczywiście tylko w praktycznym tego słowa znaczeniu. Trzaskowski ma bowiem 53 lata, a kończąc prezydenturę Warszawy – będzie miał ich 56. A może Bruksela? Czas pokaże.