Tak Putin „puszcza oczko” do Polaków. Te słowa przejdą do historii

Od momentu pełnoskalowej inwazji na Ukrainę Władimir Putin o Polsce wypowiadał się zdecydowanie negatywnie. Przede wszystkim ze względu na fakt, że to właśnie my pomogliśmy Ukraińcom w pierwszych dniach konfliktu. Prezydent Rosji nierzadko wypowiada się na nasz temat z nutą pogardy. Jego tajemnicą pozostaje czy jest ona szczera, czy też pozorowana. Jest jednak kwestia, w której rosyjski dyktator niemal podlizuje się Polakom.  

Putin to wcielenie zła. Co do tego raczej wszyscy (lub zdecydowana większość) będziemy zdolni. Jednak nawet człowiek tak przesiąknięty żądzą władzy i brakiem litości wobec wrogów, momentami potrafi być… cóż – czarujący? Przynajmniej takie może sprawiać wrażenie, gdyby nie wgłębiać się w jego prawdziwe intencje.

Polska ma z Rosjanami na pieńku od setek lat. Zresztą nie inaczej – co wszyscy wiemy – jest dziś. Już od kilku lat pomagamy Ukrainie jak możemy. Nie chcemy bowiem – z oczywistych względów – by Rosja stała się naszym „pełnoprawnym” sąsiadem.

A tak byłoby, gdyby spełnił się mokry sen prezydenta Federacji Rosyjskiej o podbiciu większości ziem ukraińskich. Również tych bezpośrednio graniczących z naszym krajem. „Operację specjalną” Putin zdaje się argumentować w osobliwy sposób.

Putin puszcza oczko do Polaków. Kolejne takie słowa o Polsce

W kontekście Polski Władimir Putin najczęściej wspomina, gdy wymienia członków wrogiego Rosji sojuszu (NATO). Ponadto – to nie żart – propagandowe media mu podległe już od kilku lat sugerują, że Polska rzekomo ma wkrótce… zaatakować zbrojnie Ukrainę od zachodu. Po co? To wyjaśni się samo w dalszej części niniejszego artykułu.

– Na przykład Lwów. Jakim miastem jest? Polskim. Tak czy nie? – zapytał przed laty na jednej z konferencji prasowych Władimir Putin. Miał na myśli oczywiście kontekst historyczny. Bo nie zanosi się przecież, by polskie władze wyszły z inicjatywą przerysowania granic, zatem np. odzyskania Lwowa. Co ciekawe, te pamiętne słowa Putin całkiem niedawno powtórzył. Acz w nieco zmienionej formie.

Władimir Putin oczywiście nie robi tego w trosce o interesy państwa polskiego. Zdecydowanie bardziej prawdopodobne jest, że to słowa przypominane regularnie na potrzeby wewnętrznej propagandy.

Mamy tu na myśli coś w stylu „usprawiedliwiania” agresji Federacji Rosyjskiej na sąsiednie, suwerenne państwo. Przykład Lwowa – jeden z wielu – ma dowodzić, że Ukraina ma tendencję do zawłaszczania cudzych historycznie terytoriów (vide: Krym) i cała złożona jest z ziem „kradzionych”. To samo ma dotyczyć wschodnich regionów naszych sąsiadów. Tych, gdzie dominuje ludność rosyjskojęzyczna.

Władimir Putin zdaje się jednak zapominać, w jaki sposób Polska utraciła Lwów. A przede wszystkim jaki udział miał w tym naszym dramacie Józef Stalin – ówczesny przywódca ZSRR. Tego samego ZSRR, za którym obecny prezydent Rosji tak tęskni. A o którego rozpadzie mówi jako o – tu cytat – „największej geopolitycznej katastrofie”.