To miało mu pomóc, a – nie ma już co do tego wątpliwości – może go totalnie pogrążyć. Powiedzmy wprost: Rafał Trzaskowski staje przed realną szansą „przegrania wygranych wyborów”. Za głowy łapią się w dużej części nawet jego najbardziej zagorzali sympatycy.
„Co on najlepszego zrobił” – mogliby dziś pytać Polacy, którzy życzą Rafałowi Trzaskowskiemu zwycięstwa w wyborach prezydenckich, których I tura odbędzie się już 18 maja. Cóż. Od lewa do prawa próżno szukać ekspertów i publicystów, którzy uznaliby ten ruch za rozsądny.
Co ciekawe, Trzaskowski oberwał nawet od „Newsweeka”, który od lat – oględnie rzecz ujmując – raczej nie wspiera kandydatów reprezentujących konserwatywną stronę sceny politycznej.
Nie pomaga też TVP, na antenie której wystawiane są kandydatowi laurki i padają wypowiedzi, których nie powstydziliby się propagandyści tej stacji pracujący za czasów PiS-u. Chcą oczywiście pomóc, lecz robią to w sposób na tyle żenujący (vide program z udziałem Marka Belki), że dosłownie trudno się tego słucha. Jak również trudno uwierzyć, że któraś z osób zgromadzonych w studio w końcu nie wybuchnie śmiechem.
Pół Polski kpi z Rafała Trzaskowskiego. Polityczny „swojak”?
Nie tylko przeciwnicy obecnego rządu, ale i dziennikarze takich tytułów jak Wirtualna Polska czy Newsweek dostrzegają, jak fatalnym dla Rafała Trzaskowskiego ruchem było wydanie tuż przed wyborami książki „Rafał”. To, co jest tam napisane da opozycji paliwo do samego końca kampanii. A może i na dłużej. WP napisała wczoraj wprost: „ta książka to wymarzony prezent dla Nawrockiego”.
Zaś „Newsweek” w recenzji publikacji o polityku wprost traktuje o wyolbrzymieniu postaci Trzaskowskiego. „Został przestawiony tak, że trudno go polubić jako człowieka”. Dziennikarze sprzyjającego Platformie Obywatelskiej medium mieli najpewniej na myśli fragmenty, które podczas debaty w Telewizji Republika przytaczał Krzysztof Stanowski. Ale nie tylko.
Bo o „nurkowanie wśród rekinów, w niebezpiecznych okolicach raf koralowych” krążą już legendy. Kandydat PO kreuje się również na osobą wywodzącą się z kręgów inteligenckich, by nie powiedzieć szlacheckich. Podobnież jego rodzina witała w Warszawie Józefa Piłsudskiego, kolejne pokolenia brały udział w przeróżnych powstaniach i narodowych zrywach.
Ciągle nowe wątki są wyciągane przez przeciwników Trzaskowskiego z jego własnej książki. Mowa o „pompowaniu” postaci Rafała w stylu, w jakim robią to propagandyści Władimira Putina. Który to własnoręcznie złowił ogromną rybę, wykazał się ogromną odwagą na łonie dzikiej natury, jest niezwykle wręcz sprawny fizycznie i nad wyraz obyty. Publiczne media sterowane przez rząd zdają się właściwie pogardzać „zwykłymi” Polakami, dywagując o tym, czy Rafał Trzaskowski „wywodzący się z kręgów warszawskiej inteligencji jest w stanie wygrać wybory w Polsce powiatowej”.
Przegięli w drugą stronę?
Ten rodzaj pogardy odczuli nie tylko ci, o których mowa. Zatem ludzie z mniejszych miast i wsi. Również obywatele chcący wygranej Trzaskowskiego masowo zwracają w sieci uwagę na to, że taką retoryką media sprzyjające kandydatowi PO mogą tylko obniżyć jego poziom poparcia.
Zapewne oni i tak zagłosują na kandydata desygnowanego do walki o prezydenturę przez Donalda Tuska. Tym niemniej taka narracja roztaczana przez media głównego nurtu wobec niego bez wątpienia zniechęci lwią część niezdecydowanych, lub chociażby tych, którzy chętniej dadzą szansę choćby Szymonowi Hołowni. A to woda na młyn dla sztabowców Karola Nawrockiego i Sławomira Mentzena. Którzy na początku kampanii byli niemalże skazywani na pożarcie, nawet w I turze.




