Piotr Lisek zajął siódme miejsce w finale skoku o tyczce podczas igrzysk olimpijskich w Tokio. Polak nie był w stanie pokonać wysokości 5,87 m. Po zawodach udzielił wywiadu, w którym opowiedział o wrażeniach z konkursu.
– Nie mam sobie nic do zarzucenia. Zrobiłem wszystko, by skoczyć jak najwyżej. Wszyscy oczekiwali ode mnie medalu. Sam też chciałem o niego walczyć i robiłem to do końca. Nie odpuściłem żadnego skoku. Każdy oddałem całym swoim sercem – powiedział Lisek.
– Nie było łatwo wysiedzieć w takich warunkach kilka godzin, przez jakie trwał finał. Do tego w każdym skoku trzeba pobiec na maksa na każdej wysokości. Przy tym bierzemy tak twarde tyczki, które muszą nas wyrzucać do góry. Nie ma co ukrywać, że Piotr Lisek ma najtwardszą w całej stawce, bo jest najcięższym zawodnikiem – przyznał skoczek.
Piotr Lisek skończył finał olimpijski z wysokością 5,80 m. Do medalu trochę zabrakło. Złoto zgarnął niesamowity Szwed Armand Duplantis, który skoczył 6,02 m. Tuż za nim byli Brazylijczyk Thiago Braz (5,98) i Amerykanin Christopher Nielsen (5,97 m).
– Świat ucieka. Trzeba teraz skakać na poziomie sześciometrowym. Jestem tym zawodnikiem, który wywindował rekord Polski na historyczny wynik sześciu metrów. Nie dziwię się, że teraz wszyscy oczekują ode mnie tak wysokiego skakania. Spytajcie się jednak każdego sportowca, jak jest trudno pobić życiówkę. Niektórzy walczą o to latami. Mam nadzieję na to, że zobaczymy się za trzy lata na kolejnych igrzyskach – dodał Lisek.
28-latek nie ma jeszcze na swoim koncie medalu olimpijskiego. Trzykrotnie stał za to na podium mistrzostw świata: zdobył srebro w Londynie w 2017 roku, a także dwa brązy w Pekinie w 2015 roku i w Dosze w 2019 roku.