Dorota Gawryluk w prowadzonym przez siebie programie wypowiedziała słowa, które bez wątpienia mocno zabolały tak obecnego premiera, jak i sympatyków jego frakcji. Dziennikarka Polsatu nie ugryzła się w język, czym wprawiła w zdumienie multum widzów oglądających program „Lepsza Polska”.
Polsat już od kilku lat posądzany jest o rzekome „układanie się z PiS-em”. Tego typu zarzuty najczęściej wysuwali, rzecz jasna, sympatycy niedawnej opozycji. Dziś już tworzącej koalicję rządzącą. Działo się tak z wielu przyczyn.
Jedną z głównych zdaje się być fakt, że dziennikarze stacji spod znaku słoneczka relacjonowali wydarzenia w sposób najbardziej rzetelny spośród „wielkiej trójki” (TVP, TVN, Polsat). Rzadko kierując narrację celem przyniesienia korzyści którejś ze stron politycznego sporu. A przecież – zdaniem wielu – trzeba było to robić „w obronie demokracji”.
Gawryluk uderza w „demokratów”? Te słowa poniosą się echem
W jednym z najnowszych wydań programu „Lepsza Polska” na antenie Polsatu padły mocne słowa. A może precyzyjniej byłoby powiedzieć: padła mocna teza. Dorota Gawryluk podważyła bowiem kompetencje europejskich dygnitarzy, spośród których jednym z najważniejszych przez lata był Donald Tusk – obecny premier RP.
– Pytanie czy Zachód do końca nie wiedział, z kim ma do czynienia, czy dopiero po ataku Rosji na Ukrainę się zorientował – zapytała Dorota Gawryluk. Poddała również pod dyskusję, czy aby nie było tak, że w myśl partykularnych interesów nasi zachodni „partnerzy” po prostu nie chcieli widzieć, co zamierza Putin i jak bardzo jest nieobliczalny. Krystyna Kurczab-Redlich (ekspertka ds. wschodnich, była korespondentka Polsatu w Rosji) lekko się roześmiała i niejako potwierdziła tezę Doroty Gawryluk.
Warto wiedzieć, że:
- Donald Tusk przez lata apelował, by „nie demonizować Rosji”
- Moskiewskie media określały obecnego premiera RP per „nasz człowiek w Warszawie”
- Za rządów Tuska Polska podpisała bardzo niekorzystny kontrakt gazowy z Rosją
- Środowisko PO forsowało „reset stosunków” z Federacją Rosyjską
Należy tu zaznaczyć, że Kurczab-Redlich już w 2008 r. powiedziała, że „Putin i Miedwiediew anulują wszelkie wolności”, a także zaatakują nie tylko Gruzję, ale również Ukrainę. Póki co wszystko się sprawdza. Niestety, ekspertka nie ma pewności, czy Putin nie ruszy po kraje bałtyckie czy nawet Polskę.
– Zachód już teraz nie ma wyjścia. Już nie może mówić, że nie wie, co się dzieje. […] W 2014 roku, przy okazji aneksji Krymu owszem – Zachód się oburzył. Ale to oburzenie nie było tak efektywne, jak teraz – stwierdziła. Zaznaczyła ponadto, że przecież wspomniana aneksja miała miejsce już w 2014 r., a już po niej chociażby prezydent Francji, Emmanuel Macron, z honorami przyjmował Władimira Putina w Paryżu. Wielkie interesy z Rosją przysłoniły zachodnim politykom myśli na temat bezpieczeństwa Europy?