Agnieszka Holland odpiera ataki związane ze swoim filmem „Zielona granica”, który rzekomo wiernie przedstawia, co dzieje się na granicy polsko-białoruskiej. Traktuje on o kryzysie migracyjnym. Wielu krytyków zarzuca reżyserce zakłamywanie rzeczywistości.
Holland to światowej sławy polska reżyserka. W kraju nie ma jednak wyłącznie fanów. Nierzadko bowiem przedstawia i postrzega rzeczywistość społeczno-polityczną w sposób, który nie wszystkim się podoba. Najczęściej: skrajnie lewicowy.
W jej najnowszym filmie, „Zielona granica”, polskie służby graniczne oraz władze nie są przedstawione w najlepszym świetle. Z kolei nielegalni imigranci, którzy każdego dnia wielokrotnie usiłują przedrzeć się na terytorium Polski, regularnie atakując fizycznie pograniczników, pokazywani są jako bezbronni, pozostawieni sami sobie.
Agnieszka Holland o sytuacji na granicy: ludzie tracą życie, bo nie chcemy pomóc
Osoba nieznająca sytuacji na wschodniej granicy naszego kraju, po obejrzeniu „Zielonej granicy”, gotowa byłaby pomyśleć, że szturmujący polskie zasieki imigranci, to postacie wyłącznie pozytywne. Ludzie potrzebujący, którzy napotkali się na polską bezduszność. W jaki sposób reżyserka kontrowersyjnej produkcji opiera zarzuty o nieobiektywne przedstawienie zjawiska?
– Sytuacja przedstawiona w moim filmie trwa. Ludzie ukrywają się w lesie, pozbawieni godności, praw człowieka, bezpieczeństwa. Niektórzy z nich stracą życie. Tu w Europie. Nie dlatego, że nie mamy środków, by im pomóc, ale dlatego, że nie chcemy – powiedziała wczoraj, cytowana przez oko.press, Agnieszka Holland.